lustro
now browsing by tag
alkohole
anioł
bitum
bombka
Boże Narodzenie
butla
butle
decoupage
dekor
dekoracja
dekoracje
deska
faktura
farby kredowe
fotografia
herbaciarka
kucie
medalion
metamorfoza
metamorfozy
mika
mixed media
na szkle malowane
ogród
olej
pasta pozłotnicza
patera
patera - malowane szkło
patyna
postarzenia
przecierki
przedmiot użytkowy
pudło
relief
skrzynka
struktura
szkło
szlagmetal
słowa
taca
transfer
vintage
wosk
złocenia
święta
Posted by: Vika | on Lipiec 1, 2017
LUSTROBRAZ, CZYLI BALONEM WŚRÓD DRZEW…

Wreszcie mam i ja!
No dobra, mam od dawna, odkąd na pewnym dekuzlocie Maria wprowadzała nas w magię robienia obrazu w lustrze, mistrzowsko pokazując nam tę magię i zaczarowując nas wszystkie.
Powstało wtedy kilkanaście prac. Pięknych, oryginalnych, niepowtarzalnych i fascynujących swoją odmiennością.
Wtedy powstało też moje (dzięki Ata, dzięki Ada – bez Was by go nie było! Ani w tym kształcie, ani w tej wielkości.).
Od dawna chciałam je pokazać, ale miałam z tym jeden, za to wielki i taki nie do przeskoczenia, problem.
Otóż moje lustro jest ogromne… Długo nie mogłam znaleźć dla niego miejsca w domu. Nigdzie mi nie pasowało, a jak pasowało to ściana okazywała się zbyt mała. No i dodatkowo jeszcze nie mogłam mu zrobić zdjęcia (całościowo), bo mi się nie mieściło w obiektywie. Nawet wyniosłam je do ogrodu, żeby tam zrobić sesję. I to była porażka na całej linii, bo w tej wielkiej tafli, która przecież dalej była lustrem mimo, że obrazem, odbijała się moja ogrodowa dżungla zamazując dokładnie cały ten misternie dziergany obraz. Byłam bliska załamania, bo chociaż zdjęć detali miałam milionpięćsetstodziewięćset, to na co mi one były, jak zdjęcia całości jak nie miałam, tak nie miałam. No bo kto potrafi sobie wyobrazić jak coś wygląda oglądając tylko narożnik? Albo gałązkę? Albo jakieś złoconko? No nikt!
Mogłam je co prawda wynieść na górę i wygospodarować odpowiedni kawał ściany, żeby je tam umieścić, tylko że nikt by tam go nie zobaczył. Mogłam również je powiesić w łazience, to jednak wydawało mi się profanacją.
Aż wreszcie kiedyś, siedząc przy stole w jadalni, spojrzałam na schody…
No i to było to! Sama się zdziwiłam dlaczego wcześniej na to nie wpadłam – przecież jeśli je powieszę na klatce schodowej, to i z dołu, i z góry będzie je widać. Bingo! I nawet wtedy uda mi się zrobić zdjęcie w całości 🙂
Później pozostało mi tylko czekać, aż Najlepszy dojrzeje do wywiercenia odpowiedniego otworu w odpowiednim miejscu (bo lustro swoją wagę ma!) i stanie się, wreszcie mój lustrobraz zawiśnie.
Ta wiekopomna chwila nadeszła wczoraj wieczorem. Lustrobraz zawisł!
Nie mogłam się doczekać rana, żeby złapać Obywatela Ce i te foty, te wciąż brakujące foty całościowe zrobić.
Wstałam więc skoro świt, bo dospać nie mogłam i nie bacząc już na żadne światło, perspektywę i inne bzdety cyknęłam byle już/teraz/natychmiast, bo mnie pchało.
Zdjęcia wyszły jak wyszły, widać jak na dłoni, że nie jest to szczyt sztuki fotograficznej, dalej niewiele na nich widać, ale chociaż jakiś ogląd całości jest. A resztę, mam nadzieję, pokażą fragmenty…
Posted in Dekoracje, Metamorfoza, Mixed-media, Na szkle malowane | 5 komentarzy »
Tags: balon, bitum, das, dekor, dekoracja, drzewo, faktura, formy, lustro, lustrobraz, metamorfoza, mixed media, na szkle malowane, pasta pozłotnicza, patyna, postarzenia, przecierki, przedmiot użytkowy, relief, skrzydła, struktura, szkło, szlagmetal, transfer, złocenia
Posted by: Vika | on Styczeń 5, 2015
BYŁO SOBIE LUSTRO…

Było. Dość długo było. Nawet raz już, kiedyś, zostało pomalowane. Aż mnie naszło i pomalowałam znowu. Tym razem farbami kredowymi i to dwóch różnych firm z lekkim niepokojem czy się nie zagryzą. A ponieważ nijak nie mogę się odczepić od różnych złoceniosrebrzeniomiedziowań to i tu użyłam sobie. Jest więc i szlagmetal, i farby metaliczne, i pasty pozłotnicze też. Wszystko to pracowicie nałożyłam, żeby potem całe to tałatajstwo więcej lub mniej zamalować…
Lustro jest spore, kryształowe i ma mi jeszcze długo służyć.
I ma się wpasować w nowy image siedziby rodowej, który to image – mam nadzieję – zagości w niej razem z wielkimi remontowymi zmianami już wiosną. Tą najbliższą, mam nadzieję 😉
Tak więc szczegół już mam. Teraz będę dążyć do ogółu, bo jak wiadomo prawdziwa kobieta potrafi dla jednego szczegółu przenicować całą chatę.
A potem wpadł mi w ręce anioł, gipsowy odlew, prezent od Olinty-Ćmy 🙂
No i tu to mnie trochę przystopowało, bo ten odlew był doskonały, gładziusieńki, bielusieńki, wymuskany, alabastrowy, no anielski wprost, słowem taki, jak to tylko Ćmolinta potrafi. A mnie się marzył anioł złachany, stary i po wielkich przejściach, w dodatku w srebrze, na którym lata minione można odczytać, czyli taki, który do lustra mógłby się przytulić. I do serca bombkowego.
Lubię anioły, ale nad tym to się pochylałam kilka razy, za każdym razem odkładając, bo mi żal tej nieskazitelności było.
I pewnie tak bym się bawiła do uśmiechniętej w to branie i odkładanie, ale na szczęście (albo nieszczęście?) Szara straciła cierpliwość dla tych moich bezproduktywnych działań i w końcu zirytowana wrzasnęła, że ja mam przecież takie dwa! No to jak coś, nie daj Bóg, z tym jednym pójdzie nie tak, to ten drugi bielą i nieskazitelnością mi wynagrodzi. A może nawet, jak będę bardzo, bardzo grzeczna, to Ćma kiedyś mi zrobi jeszcze jednego?
No i to mnie wreszcie przekonało.
Nie wiem co ona sama powie, jak zobaczy, co z pierwotnej piękności powstało i przyznam się, że mam niejakie obawy, bo pewnie aż takiego złachania to w najgorszych koszmarach się nie spodziewała, ale trudno, przepadło, kobyłka u płota i finito już 😉
Anioł się stał.
I nie jest już ani gładki, ani biały, ani alabastrowy…
Posted in Decoupage, Dekoracje, Metamorfoza | 11 komentarzy »
Tags: drewniana rama, farby kredowe, lustro, meble, patyna, shabby chic, vintage, złocenia