herbaciarka
now browsing by tag
JESIENNA IMPRESJA….

Jesień.
Dla mnie najpiękniejsza ze wszystkich pór roku.
Działa na wszystkie moje zmysły.
Wyzwala we mnie pokłady spokoju, zadumy, refleksji, o jakie bym się nawet nie podejrzewała.
Czaruje barwami, rozczula mgłą, gra deszczem i szumi wiatrem.
Czekam na nią cały rok, dużo wcześniej sprawdzam czy liście wciąż jeszcze zielone, czy może ta pierwsza czerwona plamka na którymś to może już? A może te brylantowe krople nanizane na pajęczą sieć są znakiem, że przyszła? Albo pierwszy zielony dym w ogrodzie jest jej zwiastunem?
Ale dopiero gdy zobaczę karminowe korale na jarzębinie, gdy znajdę pierwszego, brązowego i aksamitnego kasztana, gdy o poranku i wieczorem widzę ogród ubrany w zwiewne mgły – wiem na pewno – już jest!
Jesień.
Pora wyciszenia i spokoju.
Pora, gdy znów w kominie mieszka dym.
Pora miliona barw.
I śliwkowych powideł.
I herbaty pachnącej pomarańczą.
I skaczącego po brzozowych polanach, wesołego ognia.
I płaczących deszczem szyb.
To jest właśnie jesień. Moja jesień.
W tym roku powitałam ją herbaciarką – delikatną, w kolorze perłowej, październikowej mgły gdzieniegdzie przetykanej jasnymi promieniami chłodnego słońca i błyskającej lazurem jesiennego nieba.
Prawie czuję, jak z jej wnętrza wydobywa się zapach mojej ulubionej herbaty z pomarańczą…
Nazwałam tę skrzynkę Jesienną Impresją – prawda, że się z jesienią kojarzy ?
Więcej o sposobie jej zrobienia i mediach, których użyłam znajdziecie na blogu ZieloneKoty.
BO WIEDŹMY LUBIĄ HERBATĘ…

Taką pachnącą różą.
Albo taką z kardamonem.
Albo z cytryną i kroplą soku malinowego.
Albo z goździkami i cynamonem.
Albo z hibiskusem.
Albo…
Wiedźmy normalnie działają na kawę.
Ale herbatę lubią.
Też.
Szczególnie w dżdżysty, zawodzący wiatrem, siwy od mgły, jesienny wieczór.
Lubią sobie przysiąść przy strzelającym iskrami kominku, z kubłem aromatycznej, ciepłej herbaty z rumem, lubią się zapatrzeć w ogień, posłuchać śpiewu wiatru w kominie, odpłynąć do krainy marzeń…
Tak, wiedźmy zdecydowanie lubią herbatę też.
A skoro tak, to muszą mieć przecież herbaciarkę.
Specjalną, wiedźmińską.
Herbaciarka, cztery przegrody
transfer
kolorystyka oliwkowo-szaro-grafitowa
wosk matowy
Inka Gold, mika, bejca, olej
HERBACIARKA Z RELIEFEM…

W zupełnie nowym dla mnie kształcie, z czterema przegrodami.
Boki w kolorze lekko połyskującego srebra wydobywającego rysunek słoi i hebanowych przetarć, wieko – gładka srebrno-szara rama, środek – czerń przetarta bitumem (faktura), z rozrzuconymi drobinkami złota i turkusu – tworzy tło dla reliefu w kolorze metalicznego brązu cieniowanego złotem, srebrem i miedzią (całość patynowana).
Wykończenie – elementy drewniane – wosk, ciemne tło – lakier półmat, relief – lakier w wysokim połysku.
NOWOROCZNY CUD…

…. zdarzył mi się!
I zaskoczył tak, że wciąż jeszcze w zaskoczeniu i niedowierzaniu trwam.
I nie chodzi tylko o to, że dotychczas nigdy o takim noworocznym nie słyszałam – o wigilijnym i owszem, ale o noworocznym – nigdy, a o to, że zgodnie ze wszystkimi znanymi mi prawidłami on nie miał prawa się zdarzyć!
A się zdarzył…
Miałam na warsztacie herbaciarkę. Nic specjalnego – spokojna, szara, z lekkimi przecierkami, jedyną fanaberią w niej miał być krak na tylnej ściance wnętrza – takie srebrne, cienkie linie na tej szarości, tak sobie ją wymyśliłam – praca prosta, nieskomplikowana i łatwa.
Nie jestem wielką fanką kraków, nieczęsto je robię, a jeśli już, to raczej dwuskładnikowy… I nie to, że się go boję – nie boję się, nie czuję przed nim żadnego respektu, i nie, że mi nie wychodzi, bo odpukać – wychodzi, specjalnych kłopotów z nim nie miewam, pęka zawsze i – jeśli już robię – to zazwyczaj wychodzi tak jak chcę…
Teraz też miało tak być…
Kraka położyłam automatycznie, tak jak zawsze, nie zmieniałam ani grubości warstw, ani warunków schnięcia, ani jego czasu – wszystko tak jak zwykle… i… nie popękał!
Nic, a nic! Nawet jednej najmarniejszej kreseczki… Nic!
Wqundulenciło mnie to ostro, ale nie miałam czasu żeby przeanalizować w czym rzecz.
Widocznie herbaciarce nie dane było tego kraka nosić , nie to nie.
Nawet nie zmywałam tego kraka, przetarłam jeno papierem lekko, tak tylko, żeby wyrównać powierzchnię i przemalowałam wnętrze na jasno, żeby taka smutnoszara nie była, a zanim farba wyschła dałam jeszcze drugą warstwę w odcieniu leciutkiego turkusu, przetarłam i zostawiłam do wyschnięcia… To było wczoraj.
A dzisiaj oczom własnym nie wierzyłam – na farbie (!) pojawiły się piękne, duże spęki…
Nie miały absolutnie żadnego prawa się pojawić – a się pojawiły…
Ano nic innego jak cud! Noworoczny.
Choć gdyby ktoś mi to opowiadał, to z całym szacunkiem, ale bym nie uwierzyła…
Cieszę się jednak ogromnie, bo – zgodnie z powszechnie znanym przysłowiem – „Jaki Nowy Rok, taki cały rok” – czeka mnie rok cudów… no i bardzo dobrze, bo mam z tym rokiem wielkie plany związane 🙂
I mam nadzieję, że będzie w cuda obfity. I nie tylko w kwestii kraków…
Czego Wam i sobie życzę.
A herbaciarka dostała jeszcze dekor na front i medalion na tę popękaną ściankę, trochę bitumu, trochę past pozłotniczych i prezentuje się tak: